Żaba Kuba i podnoszenie się po porażkach.

– Jestem do niczego! – powiedział Kuba wchodząc do domu i rzucając plecak w kąt pomieszczenia. Właśnie wrócił z meczu koszykówki.

– Coś się stało? Spytał tata, który akurat czytał książkę w salonie.

– Nic mi nie wychodzi. Nie umiem grać w kosza. Nie będę już więcej trenować. – Kuba nie ukrywał złości.

– W porządku. Rozumiem, że jesteś zły, bo coś się nie udało. Chodź, napijemy się wody.

Ojciec zabrał chłopca do kuchni i nalał wodę do dwóch szklanek. Jedną podał Kubie.

– Napij się. Pewnie jesteś spragniony.

– Kuba chwycił szklankę i zaczął pić a z każdym łykiem jakby część złości z niego odlatywała. Wprawdzie nie odleciała w całości ale na tyle, że mógł porozmawiać z tatą bez krzyków.

– Powiedz mi, co się takiego stało?

– Przegrałem mecz.

– W koszykówkę?

– Tak.

– Myślałem, że w kosza gra cała drużyna i albo wszyscy przerywają albo wszyscy wygrywają.

– No niby tak, ale to ja nie trafiłem w ostatniej sekundzie. A mieliśmy szansę wygrać, gdyby piłka wpadła do kosza.

– I czujesz się z tym źle?

– Tak. Bardzo. Niepotrzebnie rzucałem. Mogłem podać komuś innemu.

– I ktoś inny by trafił?

– Może. Nie wiem.

– A ktoś był w lepszej pozycji do rzutu?

– Chyba nie. Byłem najbliżej kosza i nie było już czasu, żeby się oglądać za siebie.

– Czyli musiałeś rzucać?

– No tak, ale wcześniej krzyczałem do Michała, żeby mi podał. Chciałem wygrać.

– No dobrze. Chciałeś wygrać, jednak się nie udało. Czy to coś strasznego?

– Pewnie. Przegraliśmy przeze mnie.

– Na twoim miejscu nie oceniałbym się tak surowo, ale nie jestem na twoim miejscu.

– Ty byś trafił tato, Tobie zawsze wszystko się udaje.

– Nie masz pojęcia wnusiu, ile razy w życiu przegrywałem. W miłości, w sporcie, w życiu zawodowym. Poniosłem wiele porażek, żeby nauczyć się tego, co umiem i dowiedzieć się tego, co wiem.

– Przegrywałeś? Ty?

– Pewnie. Jak każdy.

– I co wtedy robiłeś?

– Jak to co? Dalej robiłem swoje. Po każdym upadku podnosiłem się i szedłem dalej.

– Ja tak nie mogę. Już więcej nie pójdę na trening. To była największa porażka w moim życiu.

– Czy naprawdę chcesz zrezygnować ze sportu, który kochasz, przez jedno małe potknięcie?

– Małe potknięcie? Przecież przegraliśmy mecz.

– Przegraliście. To prawda. Jednak spójrz na to trochę szerzej.

– To znaczy?

– Zastanów się, czy za tydzień będziesz się czuł tak samo, jak dzisiaj?

– Jasne. Już zawsze będę się tak czuł. Już tego nie cofnę.

– A pamiętasz, jak wczoraj budowałeś wieżę z klocków i kiedy się przewróciła, powiedziałeś, że już nigdy nie będziesz się nimi bawić, bo są głupie? Czy klocki już na zawsze zostaną w skrzynce na zabawki?

– Nie, ale to co innego. Klocki to klocki a mecz to poważna sprawa.

– No dobrze. A pamiętasz, jak w zeszłym miesiącu stłukłeś wazon mamy? Byłeś wtedy bardzo przestraszony, prawda?

– Oj tak.

– Czy nadal tak się czujesz?

– Nie. Już wszystko sobie z mamą wyjaśniliśmy. Poza tym to było dawno.

– A czy pamiętasz, jak w zeszłym roku uczyłeś się jeździć na deskorolce? Upadłeś wtedy na boisku, kiedy było tam dużo ludzi. Powiedziałeś, że już nigdy nie będziesz jeździć.

– Naprawdę? Nie pamiętam?

– I jak Ci idzie jeżdżenie na deskorolce?

– Dobrze. Nawet bardzo dobrze. To chyba niemożliwe, żebym tak kiedyś powiedział.

– Tak było Kubusiu. I powiem Ci coś jeszcze o tych zdarzeniach.

– Co?

– Czy wieża z klocków, którą zbudowałeś wczoraj, nie była wyższa od tej, która przewróciła Ci się w zeszłym tygodniu?

– Była wyższa, bo poszerzyłem ją na samym dole, żeby się tak mocno nie chwiała. – powiedział dumnie chłopiec.

– A czy wypadek z wazonem czegoś Cię nauczył

– Tak, już nie gram w domu w piłkę. To znaczy, gram czasem u siebie w pokoju, ale najpierw chowam to, co może spaść i ustawiam kilka poduszek, żeby piłka nie uciekała na boki.

– Świetnie. A czy jeżdżąc na deskorolce, potrafisz przeskoczyć nad przeszkodą i nie przewrócić się?

– Nad taką dużą przeszkodą to jeszcze nie, ale nad małym kamieniem umiem. A reszty się nauczę.

– Widzisz. Z każdej z tych porażek wyciągnąłeś lekcję i dzięki temu coś poprawiłeś, prawda?

– Rzeczywiście.

– Porażki nie są porażkami, jeśli czegoś nas uczą. Dlatego daj sobie czas i zobaczysz, czego nauczyła Cię dzisiejsza przegrana w meczu.

– Myślisz, że z tego też mogę się czegoś nauczyć?

– Jasne. Kto wie, może w następnym meczu dasz z siebie jeszcze więcej, żeby ostatni rzut nie decydował o zwycięstwie. A może znów konieczny będzie kosz w ostatniej sekundzie, ale będziesz spokojniejszy i bardziej skoncentrujesz się na trafieniu? To wszystko może się stać dzięki temu, że dzisiaj przegrałeś.

– Nigdy bym tak o tym nie pomyślał.

– To następnym razem pomyśl. Kiedy coś Ci nie wyjdzie, zrób tak. Zastanów się, jak będziesz się z tym czuł za tydzień, za miesiąc i za rok. Wyobraź sobie, jak porażka wzmocniła Cię tak, jak wieżę z klocków. Że nauczyła Cię zwracać uwagę na to, co może się stać, jak podczas wypadku z wazonem. I że za rok pewnie nie będziesz już pamiętał o tym, co się zdarzyło, bo będziesz pędził przez życie po kolejne lekcje.

– Dobrze tato.

– To jak będzie? Idziesz jutro na trening?

– Idę!

– Świetnie. To teraz rozpakuj torbę i zjedz obiad, a potem możemy porzucać razem do kosza na podwórku. Chcesz?

– Pewnie! – krzyknął uradowany chłopiec, złapał torbę treningową i pobiegł do siebie.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *